niedziela, 9 lipca 2017

Jaki silnik ma Twoja firma?







Kupiłam dwa lata temu samochód. Długo szukałam, brałam pod uwagę różne opcje. Zupełnie nowe i używane. Te prosto spod igły miały intensywny zapach „nowości”, co przy mojej wrażliwości na zapachy wykluczały jeden egzemplarz po drugim. Czym się kierowałam przy wyborze? Ważne było to, jak się czuję w tym aucie, czy wszystko jest dopasowane do mnie? W końcu, wsiadłam, przejechałam się i powiedziałam mężowi: Ten.

W porównaniu do wcześniejszych lat, ostatnio, aż tak dużo nie jeżdżę, góra 3000km miesięcznie. Miałam wrażenie jednak, że samochód ma większe możliwości, niż to co daje z siebie podczas jazdy. Tak, jakby nie rozwijał pełnej mocy, dusił się, coś mu przeszkadzało.
W zeszłym roku, w dość ważnym dla mnie dniu, w czasie jazdy odmówił posłuszeństwa. Stał w serwisie autoryzowanym i panowie doszli do wniosku, że to turbosprężarka. Po dwóch miesiącach samochód z nową turbosprężarką wrócił. Nadal jednak miałam wrażenie, że coś mu dolega, że dodaje gazu, a on niemrawo reaguje.
Zazwyczaj jeżdżę po rodzimych drogach kujawsko-pomorskiego i prędkości są mocno ograniczone, na odcinku Bydgoszcz – Poznań, też poszaleć nie było za bardzo gdzie, drogi w przebudowie. Nie było takich możliwości, żeby samochód dostał pełnej mocy. W marcu zdarzyło się tak, że w krótkim okresie czasu, kilka razy przejechałam trasę Bydgoszcz – Warszawa - Bydgoszcz. Silnik pożerał olej, jak stary Robur. Mąż nie nadążał dolewać. Odstawiliśmy samochód ponownie do serwisu, gdzie stwierdzono, że to jakieś nasze fanaberie. Mimo oporu ze strony serwisu, zażądaliśmy gruntownego sprawdzenia wszelkich układów. Okazało się, że silnik ma wadę fabryczną. Samochód jeździł do tej pory, ale mogło to się skończyć nieciekawie. Dopiero kiedy dostał „po garach” okazało się, że jest z nim coś nie tak, przy dużym obciążeniu - nie wytrzymał.
Samochód dostał nowy silnik. Po 10 tygodniach i 3 dniach odebrałam mój stary – nowy samochód. Teraz, śmiga jak szalony, mniej zużywa paliwa, szybciej reaguje na przyspieszenie i „nie meczy się”. Jeździ się nim lekko i swobodnie. Choć proces był długi, było wiele trudności, oporu ze strony serwisu i wymagał sporej inwestycji, to teraz jestem przekonana, że mój samochód po zmianach dowiezie mnie bezpiecznie i na czas tam, gdzie będę tego potrzebować.

Przygoda ta przypomina mi historie różnych firm. Tych z którymi współpracowałam, kooperuję obecnie i tych z którymi zaczynam współpracę. Gdzieś, kiedyś zaczęło rozwijać się przedsiębiorstwo, z małego, w coraz większe. Im więcej ludzi, tym więcej zgrzytów. Moce przerobowe jakby nienaoliwione. Przedsiębiorcy często dostrzegają jakieś „wycieki oleju”, często jednak je ignorują. Bywa, że coś szwankuje doleje się trochę lepszego paliwa, dokręci się luźne śruby i pojazd jedzie dalej. Dopiero różne sytuacje dla organizacji - jak zwiększenie mocy przerobowych, brak płynności finansowej, czy spadające obroty, albo uciekające zlecenia, brak nowych klientów, czy częste rotacje pracowników, zmuszają zarządy do podejmowania ważkich decyzji. Kiedy już decyzje podejmą, napotykają na opór pracowników i zabawa się rozpoczyna. Procesy bywają żmudne, trudne, stresogenne, jednak po ich przejściu organizacja dostaje nowy silnik, wraz z nim nową moc, płynność i gwarancje dotarcia do wyznaczonych celów.

A Twoja firma, jaki ma silnik?

Anita Orzechowska

Coach, 


czwartek, 11 maja 2017

Co dalej z Twoim życiem?


          Jak często zastanawiasz się nad Swoim życiem? A tym zawodowym?
Spora część ludzi żyje w przekonaniu, że praca sama przyjdzie.
Kiedyś, dawno temu też tak myślałam. Kiedy miałam lat 20 nie słyszałam o coachingu, o rozwoju osobistym, brałam pracę, taką jaka była. W wieku 25 lat rozpoczęłam bardzo intensywne szkolenia, które otworzyły mi oczy i pozwoliły na to, że to ja decydowałam, gdzie, jak i na jakich warunkach chce pracować. Szkolenia te, były mocno skupione na zawodowych aspektach, co nie uchroniło mnie przed zawiłościami życia prywatnego. Dopiero, kiedy uporałam się z problemami życiowymi i w 2013 roku rozpoczęłam kolejną intensywną pracę nad sobą, rozwój szedł w każdym kierunku. To znaczy, tak wygląda to z zewnątrz. Osoby zajmujące się rozwojem osobistym, coachingiem, wiedzą, że dokonuje się tylko jedna zmiana, w Nas. Ta zmiana, która dotyczy przełamania schematów, ograniczających przekonań, wyjścia po za strefę komfortu, uświadomienia sobie potencjału, jaki w nas drzemie oraz pola do rozwoju i poprawy - wpływa na wszystko inne, na życie prywatne, zawodowe, relacje, rodzinę, pasje, relaks, wypoczynek, finanse i na stały rozwój osobisty. Nie ma bowiem takiej możliwości, aby człowiek skończył szkołę, studia i na tym poprzestał. Nasz leniwy mózg, jeżeli go nie ćwiczymy, nie używamy, to zanika. Przez małą chwilę, kilkanaście lat temu miałam zastój i to doświadczenie, jak memento wisi w mojej podświadomości na regale „Tego się strzeż”. Ciągle się czegoś uczę. Wchłaniam, jak gąbka różne rzeczy. Ogranicza mnie tylko czas, doba jest za krótka, chociaż to ja sama ustalam sobie, ile czasu i na co poświęcam. Mam wybór i to jest najlepsze w tym wszystkim. A Ty chciałbyś mieć wybór?
Kiedy zajmuję się rozwojem zawodowym klienta, to i tak przenika przez to aspekt życia prywatnego. Dlatego podchodzę do tego holistycznie, tak, aby paradygmaty myślenia wpływały na całokształt jednostki ludzkiej, a co za tym idzie również w sferze zawodowej. Nie ma bowiem możliwości, aby wszystko szło, jak należy, kiedy rozwijany jest tylko obszar stricte dotyczący pracy zawodowej. Człowiek jest jeden, stanowi całość, wszystko musi grać, aby dobrze funkcjonował. Nie można uczyć się tylko umiejętności informatycznych i zarzucić całościowo komunikację interpersonalną. Informatyk powinien umieć się komunikować z drugim człowiekiem twarzą w twarz, nie wystarczy tylko na komunikatorze. Przecież nie będzie do dziecka wysyłał wiadomości na messenger przy śniadaniu o treści: „Synu, bułka z szynką czy z serem?”
Co dalej z Twoim życiem? O tym możesz dowiedzieć się w trakcie warsztatów z okazji Międzynarodowego Tygodnia Coachingu 15-21 maja 2017., organizowanym przez ICF Bydgoszcz Kujawsko-Pomorskie.
Jeżeli jesteś studentem, to Warsztaty: Co dalej z Twoim życiem studencie? Darmowe bilety: https://icwkp15.evenea.pl 


Jeżeli pracujesz zawodowo, chcesz coś zmienić, ulepszyć, albo po prostu zajrzeć w głąb siebie to warsztaty: Co dalej z Twoim życiem zawodowym? Darmowe bilety: https://icwkp21.evenea.pl 

W całej Polsce organizowane są warsztaty dla sympatyków coachingu, coachów i dla biznesu, na które to serdecznie zapraszam.

Jeżeli nie możesz w tym czasie lub chciałbyś proces indywidualny, to zapraszam do kontaktu.

Anita Orzechowska
Coach

wtorek, 27 grudnia 2016

Czas cudów i nadziei.


ON
Kończy się, choć niedawno zaczął.
Rozstaje się z nim, choć dopiero co przyszedł.
Nieuchronnie dąży do odejścia... 2016.
Rok pełen nadziei, wyczekiwania, czas wielkiej radości i domknięcia dawno rozpoczętej wędrówki.
Pierwsze półrocze
Zjawił się nie wiadomo skąd, przyszedł z hukiem wystrzałów podczas szampańskiej zabawy i końcowego odliczania jego poprzednika. 2016 wkroczył na salony mojego życia z wielkim oczekiwaniem na zamkniecie starej, dawno rozpoczętej sprawy. Całe półrocze poświęcone było zakończeniu tej sprawy. Stres towarzyszący strachowi, że nie wyjdzie, że się nie uda, że coś pójdzie nie tak, był dalece irracjonalny. Największe zagrożenie czaiło się w zakamarkach mojego umysłu za sprawą ulubionego "perfekcjonisty", który z jednej strony stymulował moją pracę do osiągania jak najlepszych wyników, a z drugiej? Z drugiej strony wpędzał w kozi róg. To perfekcjonista sprawiał, że po nocach sprawdzałam po raz 50 coś, co dawno było idealne i wywoływał nieokiełznany strach, przed krytyką, przed własną ambicją, że to co robię, nie zostanie dostrzeżone. Nie było mowy, że mi nie wyjdzie, że nie podołam zadaniu, że nie zrobię na czas. Chodziło o to:
Jaki skutek to przyniesie?
Jak wysoko zostanę oceniona?
Czy ocena mnie usatysfakcjonuje?
Co zakończenie zadania przyniesie w przyszłości?
Wynik zaskoczył mnie niebotycznie. Drugie półrocze miało okazać się pasmem zawodowych sukcesów.
Drugie półrocze
Dopiero teraz strach okazał się być zwycięzcą w tej rozgrywce. Do tej pory robiłam to, co było mi znane, teraz miałam robić coś, o czym miałam mgliste pojęcie. Sięgnęłam do innego sojusznika, pewności siebie. Ta nigdy mnie nie zawiodła. Skoro to co robię jest dobre, to ma być dobre. Będąc dobrze przygotowanym do wykonywania określonych zadań potrzebuję tylko pewności siebie, aby było idealnie. Ludzie robią coś, znają się na tym, mają wiedzę i doświadczenie, a jednak nie zawsze dopinają swego, brakuje im pewności siebie. To pewność siebie powoduje, że ludzie postrzegają Cię z szacunkiem. To pewność siebie i wiara we własne możliwości maskuje ewentualne niedociągnięcia. Brak wiedzy i doświadczenia przy olbrzymiej pewności siebie to bezczelność lub co najmniej ignorancja, jednak bycie pewnym tego co się robi i mówi, mające swe poparcie w przygotowaniu, powoduje sukces. 

Ciężko jednak szukać sukcesu nawet tam, gdzie powinien się znaleźć, jeżeli w grę wchodzi oczekiwanie na wyrok. Wyrok dotyczący zdrowia, życia najbliższej osoby. Kiedy czekasz na wyniki badań i nie wiesz, co przyniesie los. Kiedy żyjesz w tak ogromnym, nie do opisania stresie, wywołanym obawą przed utratą kogoś, kto nadaje twemu życiu sens, wszystko inne wydaje się być małe, niepotrzebne, zbyteczne, niewidoczne. Nie dostrzegasz tego, że zamykasz się w sobie i otaczasz skorupą, nie widzisz, że nie dopuszczasz do siebie nikogo, ani też nie interesuje Cię nikt. Przeżywasz strach, dobrze Ci znany, który towarzyszył już Tobie kiedyś…
Czekasz i sięgasz po kolejny zasób, po wiarę. Wiara czyni cuda. Wierzysz, że wyniki będą dobre i strach zniknie. Wierzysz, że się uda. Wierzysz w to, że skorupa pęknie i wyjdzie nowy, silniejszy kurczaczek.  
Wszystko to się stało, jednak uciekły gdzieś cztery miesiące, po których dostrzegasz, że z Twoim zdrowiem jest nie najlepiej, przyjaźnie się rozsypują, zamilkła kreatywność, zawodowo się miotasz. Mentalnie jesteś gdzieś na końcówce sierpnia, a tu Sylwester wkracza nie ubłagalnie. Wiesz, jednak  że kroczysz właściwą drogą, że bagienko, dało się przejść.

Podsumowanie
Jak zatem pożegnać 2016?
Z refleksją.
Co było dobre?
Czego mnie to nauczyło?
Co biorę dla siebie?

Życie jest piękne i pełne cudów.
Dobre było w 2016 wszystko czego się nauczyłam, każde nowe doświadczenie.
Nauczył mnie ten 2016, żeby przyjmować życie takim jakie jest i szukać w tym nauki.
Biorę dla siebie to, że przeżycia z 2016 to kolejny dowód na to, że trzeba mieć jasno wyznaczone cele życiowe, aby przeszkody, bądź chwilowe trudności nie spowodowały chaosu w moim życiu.

Czego oczekuje od 2017?
Oczekuję, najmniej tyleż samo i jeszcze więcej niż w 2016 doświadczeń, wyzwań, nauki, pokory, sukcesów, radości, szczęścia i spełniania marzeń.

Anita Orzechowska, coach