czwartek, 2 listopada 2017

PO BURZY ZAWSZE WYCHODZI TĘCZA?



SANATORIUM

    Po raz trzeci moja córka znalazła się w sanatorium „Słoneczko” w Kołobrzegu. Jak co roku, zawozimy ją z mężem i zostajemy na noc. Pobyt łączy w sobie kilka funkcji. Po pierwsze, dla mojej matczynej spokojności, chcę wiedzieć, że wszystko jest w najlepszym porządku. Po drugie jedzie się długo i powrót tego samego dnia jest męczący. Po trzecie każda minuta nad morzem jest zbawienna dla naszych astmatycznych płuc. Swoją drogą, nie rozumiem, dlaczego rodzice nie wysyłają dzieci do sanatorium? Z roku na rok obiekt się kurczy, są wyłączane kolejne pomieszczenia i budynki, aby zminimalizować koszty z uwagi na znikome zainteresowanie, z drugiej strony co raz więcej jest dzieci, podatnych na alergie i powiązaną z tym astmę. Sanatorium to profilaktyka i leczenie w sposób zupełnie naturalny. Kołobrzeg to wyjątkowe miejsce prozdrowotne. Oprócz zbawiennego morskiego powietrza posiada naturalne ujęcie wody solankowej wykorzystywanej do kąpieli. Nic tylko korzystać.

NIEMIŁE PRZYJĘCIE

    Można by powiedzieć, że Kołobrzeg w sobotę 23 października, nie był zbyt przyjaźnie nastawiony do turystów.
    Było zimno, padał deszcz, a wiatr tak zacinał, że z ledwością można było utrzymać się na nogach. Lazurowe wybrzeże to to nie jest. Nawet w środku lata nie jest tu gorąco, a woda morska jest wręcz lodowata. Jeżeli ktoś kupił tu apartament, żeby rozkoszować się upałami pod plastikową palmą i szklaneczką napoju wyskokowego, to powinien czym prędzej pozbyć się tej inwestycji. Kołobrzeski klimat kocha ludzi świadomych jego walorów. Najbardziej zdrowotne właściwości ma morskie powietrze w warunkach burzowych, silnego wiatru, który rozbryzguje fale o brzeg i tworzy aurę nadzwyczajnego oddechu. 
Poczuliśmy się bardzo wyjątkowo. 
Czy to specjalnie dla Nas? 
Dla podniesienia naszej tężyzny ten wicher, wysokie białe grzywy rozbijające się o brzeg i nocna burza? Im bardziej wiało, tym dłuższe i głębsze oddechy nam towarzyszyły.

NIEDZIELNE IGRASZKI

   W sobotę, późnym wieczorem namówiłam męża na wędrówkę plażą w celu znalezienia bursztynów. Morze to jednak żywioł, który potrafi pokazać, kto tu rządzi. Z moich obliczeń wynikało, że zdążę podejść jak najbliżej linii brzegowej i pozbierać kilka „bursztynów”. Nieroztropnie odwróciłam się tyłem do Bałtyku. W tym momencie, obruszony moją postawą Posejdon, bądź też Jurata, postanowił obdarzyć mnie wysoką falą, która dosięgnęła połowy ud.
    Zawsze na dwa dni wyjazdowe, pakuję co najmniej pięć kompletów ubrań wierzchnich. Tym razem zabrałam jedną parę butów i jedne spodnie. Suszenie suszarką do włosów obuwia pomogło w stopniu średnim, w niedzielę rano w środku były mokre.
- No cóż - pomyślałam, dziś przejdę test mojego hartowania.

   Permanentny stres, jaki przeszłam ładnych kilka lat temu, odbił się na moim zdrowiu, dość dotkliwie. Od 3 lat intensywnie pracuję nad podniesieniem odporności. Jeszcze rok temu samo zalanie zimną wodą nóg skończyłoby się zapaleniem nerek, w najlepszym razie pęcherza. Od marca tego roku hartuje się i każdego dnia staram się chodzić boso po trawie. Jednak, chodzenie w mokrych butach cały dzień mogło okazać się nie lada wyzwaniem.
   Ku mojemu zdziwieniu, nie dość, że przestało padać, to jeszcze wyszło słońce. Tak bardzo intensywnie myślałam o tym, żeby wyjść z tego morskiego dyngusa w dobrej kondycji, że aura się zmieniła.  Wiara jest ważna w każdym przedsięwzięciu, w to, że jesteśmy w stanie mu podołać, wówczas świat nam sprzyja. Rozochocona promieniami słońca postanowiłam wejść do wody, tym razem na boso ;-). Muszę przyznać, że było to przyjemniejsze, niż moczenie nóg w lato, kiedy jest większa różnica temperatur między powietrzem a wodą morską.

POŚWIĘCENIE

   Jeżeli ktoś myśli, że takie sanatorium to ucieczka od szkoły, to powinien zrewidować poglądy. Dzieci uczą się tak samo, jak w swoim miejscu zamieszkania. Dodatkowo, moja córka na bieżąco zaopatruje zeszyty w notatki z aktualnych lekcji w jej gimnazjum. Można powiedzieć, że obrabia dwie szkoły równocześnie. Jej dzień jest wypełniony zabiegami, basenem, biczami wykorzystując dobroczynne działanie substancji zawartych w solance, następnie marszobiegi, gimnastyka i spacery wzdłuż nabrzeża, aby płuca wentylowały się czystym, nadmorskim powietrzem. Wszystko to między zajęciami szkolnymi i odrabianiem lekcji.

Można powiedzieć, sielanka.

   Jednak moja córka znajduje jeszcze czas na czytanie książek, naukę koreańskiego i przyswajanie filozofii Konfucjusza.
Nikt jej do tego nie zmusza.
  Za pierwszym razem, kiedy jechała do Kołobrzegu była przestraszona, z resztą….. ja też. Następnego dnia chciałam ją zabrać do domu, bo „krzywda” działa się mojemu dziecku.
W zeszłym roku, jechała z większym entuzjazmem.
W tym roku, nie mogła się doczekać wyjazdu.
Skąd taka zmiana? 
Wzrost świadomości?
   Świadomość nastoletniej dziewczyny, tego co daje jej to „poświęcenie”, jakie korzyści za tym idą. Z roku na rok zwiększa się jej odporność, wie, że zabiegi i sam pobyt w nadmorskim kurorcie, mają dobroczynny wpływ na jej zdrowie fizyczne w holistycznym ujęciu, astma i alergie, to nie jedyne utrapienia zdrowotne.
Wie, że każde ćwiczenie, trud, kropla potu, wdech świeżego, bogatego w jod powietrza i wygrana z własnymi słabościami przyniesie jej zdrowsze, a co za tym idzie - pełniejsze życie.
Rozumie to, że wysiłek jaki teraz w to wkłada prowadzi ją do osiągnięcia większego, długoterminowego celu – życia w zdrowiu, w jej przypadku, po prostu życia.

Chociaż nadal w ciągu roku walczy ze skutkami alergii i astmy, to jest silniejsza.
Chociaż miewa słabsze dni i wówczas szuka opiekuńczego, matczynego wsparcia, idzie do przodu.
Ma swój cel i wie jakie działania ją do niego przybliżają.
Wie z jakimi słabościami musi się mierzyć każdego dnia.
Wie również jakie posiada zasoby.
Wykorzystuje to, co ją wspiera i czego potrzebuje, aby……

po burzy wyszła tęcza.

A Ty? Co jesteś w stanie zrobić, aby żyć w pełni życia?

Anita Orzechowska
Coach,
Wspierająca matka,

Baba z Jajami, czyli kobieta w ciągłej zmianie.

www.cstcoaching.pl
www.babazjajami.pl

sobota, 7 października 2017

Kim jest mój klient?


Poruszona pewną dyskusją zadałam sobie pytanie: 
Kim jest mój klient?

Czy klientem są osoby z obszarów moich doświadczeń?
I jaki ma to wpływ na moją pracę?

Doświadczenie

   Na początku swojej drogi profesjonalnego coachingu, zadałam sobie pytanie, jak moje szerokie i wielorakie doświadczenie może mi pomóc w pracy, a na ile może mi przeszkadzać? Do czego doszłam?
   Doświadczenie może pomóc szybciej „wejść” w historię klienta z pełnym zrozumieniem i skupić się na rozwiązaniu jego problemu. Oczywiście, mogę pracować bez dokładnego poznania historii, jednak jak się przekonałam to pomaga, jestem bardziej autentyczna w oczach klienta w kwestii – „zrozumienia problemu”- klient odbiera moją spójność z jego wypowiedzią i przechodzi do sedna, zamiast krygować się z pewnymi tematami lub wałkować je bez końca pozostając w poczuciu braku zrozumienia.
   Doświadczenie podobne, zbliżone, takie samo coacha jak klienta może powodować proces równoległy, co stanowczo zaburza pracę z klientem i nie prowadzi do celu klienta. Dlatego wymaga się od coacha samodyscypliny i uważności skupionej na jednoczesnym byciu w pełni empatycznym i asertywnym. Po dwóch procesach z klientami, kiedy odpalił mi się proces równoległy, pracowałam jeszcze bardziej intensywnie nad własną asertywnością, nie zapominając o empatii.
Może do mnie przyjść i porzucona kobieta, samotna matka i mężczyzna, który zostawił partnerkę i dzieci – chociaż, jestem osobą obciążoną doświadczeniem bycia porzuconą żoną i matką.
Może do mnie przyjść osoba, która boryka się z problemami finansowymi, bankructwem, długami -  chociaż jestem obciążona doświadczeniem w tej materii.
Może do mnie przyjść manager, właściciel firmy, który nie radzi sobie z zarzadzaniem sobą i ludźmi i pracownik, handlowiec, który odczuwa presję ze strony przełożonego– chociaż też przeszłam te etapy i sobie z tym nie radziłam.
Może do mnie przyjść osoba, która boryka się z określeniem własnej drogi zawodowej, kariery, wyboru szkoły – chociaż sama zaczynałam kilka razy różne studia, zmieniałam 22 razy pracodawców, pracując na umowę o pracę,
   Mając jednak tego typu doświadczenia, poruszam się w świecie klienta z pełnym zrozumieniem i zadaję pytania, które prowadzą do kreowania w kliencie coraz to nowych rozwiązań.

A jeżeli nie mam doświadczenia w temacie z jakim przychodzi klient?

   Nie mam również problemu z poprowadzeniem klienta w momencie, kiedy temat jego procesu dotyczy zupełnie nie znanych mi obszarów, czyli jego orientacji seksualnej, raka,  wejścia w rolę babci lub dziadka, wejścia w rolę macochy lub ojczyma, bycia Polakiem na uchodźctwie, emigrantem, informatykiem, górnikiem, spawaczem, komornikiem, piłkarzem (co to jest ten spalony? ;-) , mechanikiem samochodowym (dlaczego iskra wybucha w tłoku i nie dochodzi do eksplozji? ;-) ?. Nie ma to bowiem znaczenia, czy ja doświadczyłam tego co klient, tylko na ile jestem z nim w jego historii, jak mogę go wesprzeć, co mogę zaoferować z narzędzi jakimi dysponuję, czy jestem w stanie poczuć to, co on czuje?
   W czasie pracy z klientami, wchodzę całkowicie w rolę coacha na poziomie świadomym, po sesji analizuję, czy zachowałam pełną asertywność i kompletną empatię, czy moja praca była w pełni profesjonalna?

Brak uprzedzeń i pełna tolerancja

   Następna rzecz, to jestem wolna od uprzedzeń dotyczących orientacji, sympatii politycznych, religii, wierzeń, wartości, przekonań, kompetencji i doświadczeń innych niż moje. Jedyne o co mogę zapytać klienta, to jak to wszystko może go wspierać w osiągnięciu jego celu procesowego?

   W czasie pracy z klientami, wchodzę całkowicie w rolę coacha na poziomie świadomym, po sesji analizuję, czy zachowałam pełną asertywność i czy moja praca była w pełni profesjonalna.



Dlaczego sobie z tym radzę?

   Ponieważ przeszłam własne procesy, więc moje doświadczenie może mi tylko sprzyjać w wykonywaniu pracy i jestem wolna od uprzedzeń, jakichkolwiek, oczywiście w rozumieniu poruszania się w ramach zgodności z obowiązującym prawem i niezagrażających życiu i zdrowiu klienta i innych osób z jego otoczenia. Pracując nad własnymi problemami wyspecjalizowałam się w tych obszarach, z którymi sobie wcześniej nie radziłam, co wykorzystuję w pracy warsztatowej trenera, jednocześnie skupiając uwagę na uważności, asertywności, empatii co stanowczo pomaga w zrozumieniu problemu klienta, byciu tolerancyjnym pozostając osobą wolną od uprzedzeń.

Kim zatem jest mój klient?
Osobą, potrzebującą wsparcia w drodze do osiągnięcia własnego celu.

Anita Orzechowska
Coach


wtorek, 8 sierpnia 2017

Jak rozwijasz swoje skrzydła?



   Byliśmy w ZOO. Dawno tam nie byłam. Zostałam mile zaskoczona. Tym, jak się rozwinął, zmienił, uatrakcyjnił ofertę. Zwierzęta, jakby szczęśliwsze, dzieci weselsze, rodzice zadowoleni. Coś się tam zadziało. Zwierzętom dodano nowej przestrzeni, ZOO objęło opieką chore, pokaleczone osobniki. Być może wcześniej też tak było, ale teraz to widać lepiej. Jakieś nowe tchnie, forma. Niby to samo miejsce, ale jakieś inne.

   Tak postrzegam moich klientów.

   Przychodzą, zazwyczaj cisi, przygnębieni lub wręcz przeciwnie pełni energii, której nie wiedzą, jak spożytkować.

   Żyli dotąd, trochę lepiej lub trochę gorzej, ale jakby nie w pełni. Oczekują zmiany, nie wiedzą jeszcze czego albo nie wiedzą dokładnie. Przychodzą po parę skrzydeł, która wyniesie ich w przestworza, pozwoli żyć inaczej, pełniej, bardziej wartościowo. Nie wiedzą, nie zdają sobie sprawy, że skrzyła zawsze mieli, mają i mieć będą, kwestią pozostaje tylko fakt, czy i w jaki sposób będą ich używać?
   Po procesie zmian, jakie zachodzą w moich klientach, jedni szybują wysoko, inni szybko, jeszcze inni rozkoszują się samą możliwością korzystania ze skrzydeł. Każdy według potrzeb i uznania. Z każdym pracuję indywidulanie, bo też każdy jest inny. Ten przyjdzie z pomysłem na biznes i chce go rozwinąć, tamten ma problem i chce się go pozbyć, ta ma zespół, który mozolnie pracuje, tamta nie potrafi pogodzić życia zawodowego z rodzinnym. Jedni wolą prowokatywne pytania inni pracę z podświadomością, jeszcze inni zadania przestrzenne, wizualizacje, bądź gry strategiczne, wszystko po to, aby skrzydła się pokazały i nabrały rozpędu.

   Każdego zachęcam, do rozwinięcia własnych skrzydeł, tak jak ja rozwijam bez ustanku swoje. Zazwyczaj latam szybko, kiedy mam wiele różnych zadań do zrobienia. Niekiedy latam wysoko, żeby zobaczyć z góry całość projektu, organizacji, zadania. Czasem szybuję i rozkoszuję się widokami, wówczas, kiedy odpoczywam i nabieram energii.

A Ty, jakich skrzydeł potrzebujesz?

Anita Orzechowska

Coach