środa, 25 maja 2016

Praca pod lipą


Inspiracją był Kochanowski, on pracował pod lipą. Kiedyś dawno temu, pomyślałam, że to świetny pomysł. Dla mnie oczywiście. Nie ma powodu dla którego, wszyscy mieliby pracować pod lipami, każdego przecież inspiruje, motywuje i pomaga w działaniu zupełnie co innego. Jak znaleźć to „coś” co sprawia, że praca jest miła, lekka i przyjemna?
Przez lata lipa krążyła po moim umyśle. Początkowo nie wiedziałam o co chodzi? Kiedy zaczęłam, się nad tym zastanawiać, dochodziłam do zaskakujących wniosków.

Sięgnęłam pamięcią do doświadczenia zawodowego i nigdy, ale to przenigdy, nie praktykowałam przychodzenia do pracy w ścisłym rozrachunku godzinowym, od - do. Początkowo, nie zastanawiałam się nad tym, tak po prostu było. Nawet w swojej pierwszej poważnej pracy, na umowę o pracę. Asystentka głównej księgowej, czy jakoś tak, w każdym razie przez prawie rok, pozostawiona przez świeżo upieczoną mamę - główną księgową, prowadziłam pełną księgowość przychodząc do pracy między 7 – 9, wychodziłam, jak skończyłam to, co zaplanowałam tego dnia. Był to przełom lat dziewięćdziesiątych, mój ojciec nie mógł pojąć, dlaczego nie trzymam się ściśle godzin. Nie wiem jak to możliwe, że tak długo wytrzymałam, choć do dziś przydają się pewne nawyki wypracowane przeze mnie wówczas, to wiedziałam, że prowadzenie księgowości, nie jest dla mnie. Za dużo uwarunkowań, stałości, każdego miesiąca te same operacje.
Idąc drogą dedukcji, każde następne, akceptowalne przeze mnie miejsce pracy, posiadało znamiona indywidualnego planowania jej czasu, jak i dużej kreatywności. Niezależnie od funkcji, stanowiska, czy roli jaką pełniłam, zawsze sama ustanawiałam czas, zakres, obszar działania, jak również rozwiązania. Jeżeli ktoś próbował stanąć nade mną i mówić co mam robić, czułam wewnętrzny bunt. Działo się to zazwyczaj przy zmianie osób, z którymi uzgadniałam na początku warunki pracy.
Tak to też właśnie, szukając swojego miejsca w życiu, zmieniałam pracodawców koło 20 razy. Uświadomiłam sobie również, że nie może udać się próba „wsadzenia” mnie w ścisłe ramy, gdyż moją wartością nadrzędną  jest niezależność. Co to oznacza, dla mnie? Oznacza to, że ja, i tylko ja mogę wyznaczać sobie pracę i działania, które za tym idą. Jeżeli uznam, że dane działanie wymaga 3 godzin pracy, nie widzę sensu, żeby robić to 8 godzin, natomiast, jeżeli coś wymaga poświęcenia 10 godzin, to robię to 10 godzin i również nie widzę sensu, żeby przerywać w połowie i zostawiać na później. Dla mnie liczy się efekt końcowy, a nie czas w jakim się go wykonuje. Nie u wszystkich pracodawców, znajdą się osoby, które to rozumieją, dlatego pozostaje praca freelancera. Zawierając kontrakt ze zleceniodawcą, umawiam się na takie a takie warunki brzegowe i cel jaki ma być osiągnięty, reszta należy do mnie.
Metaforyczna lipa, co dla mnie oznacza? Drzewo to stanowi symbol mojej niezależności, mogę siedzieć na ogrodzie, pod moją własnoręcznie posadzoną lipą, na łonie natury, którą kocham i wykonywać część pracy, tą, najmniej lubianą. Raptem, tworzenie ofert, ustalanie terminów, pisanie konspektów, umawianie spotkań, pisanie mili, staje się akceptowalne i nawet przyjemne.
Co mi pomogło dojść do takich wniosków i dokonać zmian w życiu? Praca nad sobą z innym coachem.
Kilkanaście lat, lipa podświadomie, krzyczała do mnie: chcesz spełnienia, pracuj tak, jak lubisz, zawsze. Dopiero kilka pytań od coacha, które pewnie sama zadałabym komuś innemu, w podobnej sytuacji, spowodowało, że lipa przemówiła. Skora znam pytania, dlaczego nie zadałam ich sobie wcześniej? Ciężko jest jednocześnie prowadzić proces i zastanawiać się nad sensem własnego życia. Poza tym, zawsze powstają pytania, których nie znamy, na odpowiedzi, które posiadamy. Potrzebny jest drugi człowiek, żeby proces zadziałał.

A co przemawia do Ciebie?

Ile lat będziesz czekać, aż samo przemówi?

Anita Orzechowska
Coach

poniedziałek, 4 kwietnia 2016

Spójność w zawodzie, nie tylko coacha.

Spójność w zawodzie jest bardzo ważna. Przysłowie „ szewc bez butów chodzi” w zawodzie coacha, trenera, nauczyciela, finansisty i pewnie wielu innych, jest trochę nie na miejscu. Mówiąc ludziom, że wyznaczanie celów, działania, planowanie, wizja i rozwój są nieodłącznymi elementami sukcesu zarówno zawodowego jak i prywatnego, nie wyobrażam sobie, żebym ja sama tego nie robiła, praktykowała i uskuteczniała. Nawiązując do rozwoju właśnie, staram się, aby był, towarzyszył mi każdego dnia.
Pierwsze, dwustopniowe szkolenie dla kadry managerskiej - „Kierowanie zespołem i coaching” odbyłam w 2002 roku. Od tego czasu elementy obszaru coachingu wykorzystywałam w pracy z ludźmi na poziomie sprzedaży, zarządzania, szkoleń, budowania relacji. W 2013 roku postanowiłam zostać profesjonalnym coachem i ukończyłam studia podyplomowe Coaching. Ciągle było mi mało. Coaching powoduje, że człowiek chce się bardziej i bardziej rozwijać. Chęć dalszego rozwoju jak i  lekceważący stosunek do zawodu coacha spowodował, że natychmiast, jak tylko się o nich dowiedziałam, zapisałam się na studia magisterskie „Doradztwo i Coaching” z jednoczesną akredytacją ICF. Można kończyć kursy, szkolenia, studia podyplomowe, mieć zajęcia na innych kierunkach, jednak w tym obszarze zawodowym, dopiero tytuł licencjata, bądź magistra określa zawód. Taką możliwość udostępnia nam jedyna w Polsce uczelnia. Tylko na Collegium Da Vinci w Poznaniu można uzyskać tytuł Magistra Coachingu. Uczelnia pomaga swoim studentom w dalszym rozwoju i docenia ich wkład w uprawianiu zawodu Coacha, jak i rozpowszechnianiu samej idei coachingu. Dziękuję Collegium Da Vinci za usystematyzowanie i pogłębienie wiedzy teoretycznej, jak i praktycznej oraz docenienie w postaci umieszczenia mojej skromnej osoby na ulotce promującej kierunek „Doradztwo i Coaching”.

Zapraszam na studia w  Poznaniu na Collegium Da Vinci.

Anita Orzechowska, Profesjonalny coach








wtorek, 29 marca 2016

Wielkanoc, czas odrodzenia.

Niezależnie od tego, czy jesteśmy praktykującymi katolikami, czy nie, nadejście wiosny i święta Wielkanocne to czas odrodzenia. Jajko od starożytności jest symbolem narodzin nowego życia, chrześcijaństwo  wchłonęło tę symbolikę. Jako, że o polityce i wyznaniach lepiej nie pisać, nawiążę tylko do tego, co ważne dla dalszych rozważań. To napis w kościele był inspiracją do tego wpisu. Obok grobu Chrystusa postawiono lustro na którym naklejony został tekst: „Jezu ufam sobie”. Każdy, kto stanął przed lustrem i czytał napis widział swoje odbicie. Taka oczywista alegoria, przeniesienie odpowiedzialności za swoje życie na siebie. Nikt bowiem, nie jest odpowiedzialny za nasze sukcesy i niepowodzenia, tylko my sami. Nie wiem, jaki do końca był zamysł tego lustra i napisu, ale mi, osobie, która zajmuje się coachingiem, nasunęły się właśnie takie skojarzenia.  Jeżeli nie ufamy sobie, to komu jesteśmy wstanie zaufać? Jeżeli sami nie zawalczymy o własny byt, szczęście, miłość, to kto niby ma to za nas zrobić? Na czym polega zaufanie do siebie? Dla mnie ufanie sobie to poczucie własnej wartości, pewność, że to co robię robię dobrze, wiara we własne możliwości, znajomość swoich umiejętności i kompetencji, świadomość tego w czym jesteśmy dobrzy. Ufam sobie, dlatego podejmuje wyzwania, zmieniam siebie i innych, biorę odpowiedzialność za swoje czyny, konsekwentnie osiągam zamierzone cele. Ufam sobie i w związku z tym z każdego niepowodzenia wyciągam naukę, z każdej porażki biorę lekcję, to mnie wzmacnia i utwierdza, że obrałam właściwą drogę. Co mi w tym pomaga? Dobrze wyznaczone cele, dobry plan działania, małe kroki, zbalansowany czas dla pracy, rodziny i relaksu. Cztery dni bez telefonów, sms, maili, portali społecznościowych, tylko rozmowy, gry planszowe, spacery z najbliższymi i rozmyślania własne.
A Ty, ufasz sobie?

Anita Orzechowska Coach.