SANATORIUM
Po raz trzeci moja córka znalazła
się w sanatorium „Słoneczko” w Kołobrzegu. Jak co roku, zawozimy ją z mężem i
zostajemy na noc. Pobyt łączy w sobie kilka funkcji. Po pierwsze, dla mojej
matczynej spokojności, chcę wiedzieć, że wszystko jest w najlepszym porządku.
Po drugie jedzie się długo i powrót tego samego dnia jest męczący. Po trzecie
każda minuta nad morzem jest zbawienna dla naszych astmatycznych płuc. Swoją
drogą, nie rozumiem, dlaczego rodzice nie wysyłają dzieci do sanatorium? Z roku
na rok obiekt się kurczy, są wyłączane kolejne pomieszczenia i budynki, aby
zminimalizować koszty z uwagi na znikome zainteresowanie, z drugiej strony co
raz więcej jest dzieci, podatnych na alergie i powiązaną z tym astmę. Sanatorium
to profilaktyka i leczenie w sposób zupełnie naturalny. Kołobrzeg to wyjątkowe
miejsce prozdrowotne. Oprócz zbawiennego morskiego powietrza posiada naturalne
ujęcie wody solankowej wykorzystywanej do kąpieli. Nic tylko korzystać.
NIEMIŁE PRZYJĘCIE
Można by powiedzieć, że Kołobrzeg
w sobotę 23 października, nie był zbyt przyjaźnie nastawiony do turystów.
Było zimno, padał deszcz, a wiatr
tak zacinał, że z ledwością można było utrzymać się na nogach. Lazurowe
wybrzeże to to nie jest. Nawet w środku lata nie jest tu gorąco, a woda morska
jest wręcz lodowata. Jeżeli ktoś kupił tu apartament, żeby rozkoszować się upałami
pod plastikową palmą i szklaneczką napoju wyskokowego, to powinien czym prędzej
pozbyć się tej inwestycji. Kołobrzeski klimat kocha ludzi świadomych jego
walorów. Najbardziej zdrowotne właściwości ma morskie powietrze w warunkach
burzowych, silnego wiatru, który rozbryzguje fale o brzeg i tworzy aurę nadzwyczajnego
oddechu.
Poczuliśmy się bardzo wyjątkowo.
Czy to specjalnie dla Nas?
Dla podniesienia
naszej tężyzny ten wicher, wysokie białe grzywy rozbijające się o brzeg i nocna
burza? Im bardziej wiało, tym dłuższe i głębsze oddechy nam towarzyszyły.
NIEDZIELNE IGRASZKI
W sobotę, późnym wieczorem
namówiłam męża na wędrówkę plażą w celu znalezienia bursztynów. Morze to jednak
żywioł, który potrafi pokazać, kto tu rządzi. Z moich obliczeń wynikało, że
zdążę podejść jak najbliżej linii brzegowej i pozbierać kilka „bursztynów”.
Nieroztropnie odwróciłam się tyłem do Bałtyku. W tym momencie, obruszony moją postawą
Posejdon, bądź też Jurata, postanowił obdarzyć mnie wysoką falą, która dosięgnęła
połowy ud.
Zawsze na dwa dni wyjazdowe, pakuję
co najmniej pięć kompletów ubrań wierzchnich. Tym razem zabrałam jedną parę
butów i jedne spodnie. Suszenie suszarką do włosów obuwia pomogło w stopniu
średnim, w niedzielę rano w środku były mokre.
- No cóż - pomyślałam, dziś przejdę
test mojego hartowania.
Permanentny stres, jaki przeszłam
ładnych kilka lat temu, odbił się na moim zdrowiu, dość dotkliwie. Od 3 lat
intensywnie pracuję nad podniesieniem odporności. Jeszcze rok temu samo zalanie
zimną wodą nóg skończyłoby się zapaleniem nerek, w najlepszym razie pęcherza.
Od marca tego roku hartuje się i każdego dnia staram się chodzić boso po
trawie. Jednak, chodzenie w mokrych butach cały dzień mogło okazać się nie lada
wyzwaniem.
Ku mojemu zdziwieniu, nie dość, że
przestało padać, to jeszcze wyszło słońce. Tak bardzo intensywnie myślałam o
tym, żeby wyjść z tego morskiego dyngusa w dobrej kondycji, że aura się
zmieniła. Wiara jest ważna w każdym
przedsięwzięciu, w to, że jesteśmy w stanie mu podołać, wówczas świat nam
sprzyja. Rozochocona promieniami słońca postanowiłam wejść do wody, tym razem
na boso ;-). Muszę przyznać, że było to przyjemniejsze, niż moczenie nóg w
lato, kiedy jest większa różnica temperatur między powietrzem a wodą morską.
POŚWIĘCENIE
Jeżeli ktoś myśli, że takie
sanatorium to ucieczka od szkoły, to powinien zrewidować poglądy. Dzieci uczą
się tak samo, jak w swoim miejscu zamieszkania. Dodatkowo, moja córka na bieżąco
zaopatruje zeszyty w notatki z aktualnych lekcji w jej gimnazjum. Można
powiedzieć, że obrabia dwie szkoły równocześnie. Jej dzień jest wypełniony zabiegami,
basenem, biczami wykorzystując dobroczynne działanie substancji zawartych w
solance, następnie marszobiegi, gimnastyka i spacery wzdłuż nabrzeża, aby płuca
wentylowały się czystym, nadmorskim powietrzem. Wszystko to między zajęciami
szkolnymi i odrabianiem lekcji.
Można powiedzieć, sielanka.
Jednak moja córka znajduje
jeszcze czas na czytanie książek, naukę koreańskiego i przyswajanie filozofii Konfucjusza.
Nikt jej do tego nie zmusza.
Za pierwszym razem, kiedy jechała
do Kołobrzegu była przestraszona, z resztą….. ja też. Następnego dnia chciałam
ją zabrać do domu, bo „krzywda” działa się mojemu dziecku.
W zeszłym roku, jechała z większym
entuzjazmem.
W tym roku, nie mogła się doczekać
wyjazdu.
Skąd taka zmiana?
Wzrost
świadomości?
Świadomość nastoletniej dziewczyny,
tego co daje jej to „poświęcenie”, jakie korzyści za tym idą. Z roku na rok
zwiększa się jej odporność, wie, że zabiegi i sam pobyt w nadmorskim kurorcie, mają
dobroczynny wpływ na jej zdrowie fizyczne w holistycznym ujęciu, astma i
alergie, to nie jedyne utrapienia zdrowotne.
Wie, że każde ćwiczenie, trud,
kropla potu, wdech świeżego, bogatego w jod powietrza i wygrana z własnymi
słabościami przyniesie jej zdrowsze, a co za tym idzie - pełniejsze życie.
Rozumie to, że wysiłek jaki teraz
w to wkłada prowadzi ją do osiągnięcia większego, długoterminowego celu – życia
w zdrowiu, w jej przypadku, po prostu życia.
Chociaż nadal w ciągu roku walczy
ze skutkami alergii i astmy, to jest silniejsza.
Chociaż miewa słabsze dni i wówczas
szuka opiekuńczego, matczynego wsparcia, idzie do przodu.
Ma swój cel i wie jakie działania
ją do niego przybliżają.
Wie z jakimi słabościami musi się
mierzyć każdego dnia.
Wie również jakie posiada zasoby.
Wykorzystuje to, co ją wspiera i czego
potrzebuje, aby……
po burzy wyszła tęcza.
A Ty? Co jesteś w stanie zrobić,
aby żyć w pełni życia?
Anita Orzechowska
Coach,
Wspierająca matka,
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz