Inspiracją był
Kochanowski, on pracował pod lipą. Kiedyś dawno temu, pomyślałam, że to świetny
pomysł. Dla mnie oczywiście. Nie ma powodu dla którego, wszyscy mieliby
pracować pod lipami, każdego przecież inspiruje, motywuje i pomaga w działaniu
zupełnie co innego. Jak znaleźć to „coś” co sprawia, że praca jest miła, lekka
i przyjemna?
Przez lata lipa krążyła po moim
umyśle. Początkowo nie wiedziałam o co chodzi? Kiedy zaczęłam, się nad tym
zastanawiać, dochodziłam do zaskakujących wniosków.
Sięgnęłam
pamięcią do doświadczenia zawodowego i nigdy, ale to przenigdy, nie
praktykowałam przychodzenia do pracy w ścisłym rozrachunku godzinowym, od - do.
Początkowo, nie zastanawiałam się nad tym, tak po prostu było. Nawet w swojej
pierwszej poważnej pracy, na umowę o pracę. Asystentka głównej księgowej, czy
jakoś tak, w każdym razie przez prawie rok, pozostawiona przez świeżo upieczoną
mamę - główną księgową, prowadziłam pełną księgowość przychodząc do pracy
między 7 – 9, wychodziłam, jak skończyłam to, co zaplanowałam tego dnia. Był to
przełom lat dziewięćdziesiątych, mój ojciec nie mógł pojąć, dlaczego nie
trzymam się ściśle godzin. Nie wiem jak to możliwe, że tak długo wytrzymałam, choć
do dziś przydają się pewne nawyki wypracowane przeze mnie wówczas, to wiedziałam,
że prowadzenie księgowości, nie jest dla mnie. Za dużo uwarunkowań, stałości,
każdego miesiąca te same operacje.
Idąc drogą
dedukcji, każde następne, akceptowalne przeze mnie miejsce pracy, posiadało
znamiona indywidualnego planowania jej czasu, jak i dużej kreatywności. Niezależnie
od funkcji, stanowiska, czy roli jaką pełniłam, zawsze sama ustanawiałam czas,
zakres, obszar działania, jak również rozwiązania. Jeżeli ktoś próbował stanąć
nade mną i mówić co mam robić, czułam wewnętrzny bunt. Działo się to zazwyczaj
przy zmianie osób, z którymi uzgadniałam na początku warunki pracy.
Tak to też właśnie,
szukając swojego miejsca w życiu, zmieniałam pracodawców koło 20 razy.
Uświadomiłam sobie również, że nie może udać się próba „wsadzenia” mnie w
ścisłe ramy, gdyż moją wartością nadrzędną jest niezależność. Co to oznacza, dla mnie?
Oznacza to, że ja, i tylko ja mogę wyznaczać sobie pracę i działania, które za
tym idą. Jeżeli uznam, że dane działanie wymaga 3 godzin pracy, nie widzę
sensu, żeby robić to 8 godzin, natomiast, jeżeli coś wymaga poświęcenia 10
godzin, to robię to 10 godzin i również nie widzę sensu, żeby przerywać w
połowie i zostawiać na później. Dla mnie liczy się efekt końcowy, a nie czas w
jakim się go wykonuje. Nie u wszystkich pracodawców, znajdą się osoby, które to
rozumieją, dlatego pozostaje praca freelancera. Zawierając kontrakt ze
zleceniodawcą, umawiam się na takie a takie warunki brzegowe i cel jaki ma być
osiągnięty, reszta należy do mnie.
Metaforyczna lipa,
co dla mnie oznacza? Drzewo to stanowi symbol mojej niezależności, mogę siedzieć
na ogrodzie, pod moją własnoręcznie posadzoną lipą, na łonie natury, którą
kocham i wykonywać część pracy, tą, najmniej lubianą. Raptem, tworzenie ofert,
ustalanie terminów, pisanie konspektów, umawianie spotkań, pisanie mili, staje
się akceptowalne i nawet przyjemne.
Co mi pomogło
dojść do takich wniosków i dokonać zmian w życiu? Praca nad sobą z innym
coachem.
Kilkanaście
lat, lipa podświadomie, krzyczała do mnie: chcesz spełnienia, pracuj tak, jak
lubisz, zawsze. Dopiero kilka pytań od coacha, które pewnie sama zadałabym
komuś innemu, w podobnej sytuacji, spowodowało, że lipa przemówiła. Skora znam
pytania, dlaczego nie zadałam ich sobie wcześniej? Ciężko jest jednocześnie
prowadzić proces i zastanawiać się nad sensem własnego życia. Poza tym, zawsze
powstają pytania, których nie znamy, na odpowiedzi, które posiadamy. Potrzebny
jest drugi człowiek, żeby proces zadziałał.
A co przemawia do Ciebie?
Ile lat będziesz czekać, aż samo
przemówi?
Anita Orzechowska
Coach
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz